Nie od dziś wiadomo, że najlepszym
lekiem na postępujące problemy, codzienne smutki i smuteczki jest praca i ciągła aktywność. Nieustanne działanie,
podejmowanie nowych, absorbujących wyzwań, skraca bowiem do minimum
nasz czas, przeznaczony na chwilę refleksji i zadumy. Nic więc
dziwnego, że praca zawodowa staje się dla wielu jedyną formą
ucieczki, swoistą obronną zaporą, odgradzającą nas od
wszystkiego, co niewygodne i trudne. I
choć problemy, z niezwykłą starannością, zamiatane są
pod przysłowiowy dywan, to jednak tylko z pozoru są niewidoczne dla
ludzkiego oka. Z dnia na dzień bowiem, z małych i nic nieistotnych
spraw i błahostek, problemy piętrzą się coraz wyżej, urastając
rozmiarem do życiowych tragedii. Przymusowy urlop może nie tylko
zatrzymać nas na chwilę w tym nieustannym, bezcelowym biegu, dając
niezbędną chwilę na złapanie oddechu, ale przede wszystkim
pozwala otworzyć dotychczas zasklepione oczy, pozwalając docenić
niezwykły dar, jakim jest nasze życie. Ale zacznijmy może od
początku...
Jasmine uwielbia swoją pracę!
Trzydziestotrzyletnia kobieta, od wielu lat bowiem oddana w pełni
obowiązkom zawodowym, odnosi kolejne sukcesy, stając się wzorem
dla wielu innych pracoholików. Jej pokaźny zawodowy dorobek, nie
przedkłada się jednak na życie osobiste, w którym panuje ciągły
marazm i widoczna posucha. W codziennym biegu, w którym na pierwszy
plan wysuwa się nie tylko własna praca, ale również opieka nad
starszą siostrą – chorą na zespół Downa dziewczynę, nie ma
miejsca na miłosne utyskiwania czy romantyczne uniesienia. Nic więc
dziwnego, że niespodziewany przymusowy urlop ogrodniczy,
uniemożliwiający Jasmine przez najbliższy rok podjęcie pracy w
konkurencyjnej firmie, staje się dla niej prawdziwą katorgą, w
której przede wszystkim znajduje wreszcie czas na osobiste
przemyślenia. Kobieta, zamknięta w ścianach swojego domu, znudzona
i bierna w swym działaniu, nie potrafi wypełnić swojej nowej
codzienności pożytecznymi i rozwijającymi obowiązkami.
Dziewczyna, choć wcześniej nie
przejawiała chęci bliższego poznania własnych sąsiadów, teraz
zaczyna czerpać dziką przyjemność z podglądania ich przez przez
własne okno. Idealnym obiektem pod jej codzienne obserwacje w
bezsenne noce, zdaje się być znany prezenter radiowy– Matt
Marshall – człowiek wybuchowy, nieokiełznany, znany przede
wszystkim z niewyparzonego języka i kontrowersyjnych wypowiedzi.
Jasmine, choć nienawidzi sąsiada za pewną audycję, w której
wyśmiewał się z osób z zespołem Downa, z każdym kolejnym dniem
dostrzega pewną zażyłość, która zdaje się ich nieuchronnie z
sobą łączyć. Matt, za kontrowersyjne wystąpienie w radiu,
zostaje bowiem również zawieszony w obowiązkach i zmuszony do
urlopu. Sąsiedzka niechęć stopniowo zostaje wyparta, ustępując
miejsca nie tylko ciekawości, ale i wzajemnego zrozumienia...
Uwielbiam twórczość Ahern! Irlandzka
autorka, jak żaden inny twórca, z pozornie zwykłego tematu,
potrafi stworzyć niezwykłe i ujmujące wyobrażenie codzienności,
nieubrane w barwy szarej powszedniości, ale przyozdobione
rozgrzewającą serca magią i ciepłem. Ahern, po raz kolejny
udowadnia, jak genialną obserwatorką życia pozostaje, przelewając
prawdziwe emocje i uczucia w stworzone przez siebie postacie. Na
przykładzie głównej bohaterki, autorka dotyka bezpośrednio tematu
kariery zawodowej i związanego z nim wyścigu szczurów. Praca po
godzinach, choć gwarantuje prestiż i pieniądze, hamuje również
rozwój duchowy, utrudnia eksplorację życia. Posługując się
metaforą barwnego ogrodu, który główna bohaterka zastąpiła
niegdyś dostojną szarością kamienia, autorka przemyca prawdę o
bezcelowości ciągłego biegu za karierą. Otaczający dom bohaterki
kamień, jego gruba i nieprzepuszczalna powierzchnia, to symbol
jałowego życia, w którym nie ma miejsca na realizację własnych
marzeń, a miłość i uczucia zostały wyparte przez szarość i
prozę życia. Dopiero przymusowy urlop, pozwala Jasmine spojrzeć na
własne życie z zupełnie innej perspektywy. Przez pryzmat własnych
obserwacji, dokonuje zmian w swym życiu, zaczynając od zwykłego
trawnika, który staje się symbolem ideologicznych rewolucji.
Cecelia Ahern, poprzez drugoplanową
postać - zmagająca się z zespołem Downa Heather, stawia w
zupełnie nowym świetle istotę tej choroby. Autorka udowadnia, że
osoby chore, choć fizycznie niepełnosprawne, duchowo są o wiele
bardziej rozwinięte od zdrowych osób. Istniejące w ludzkiej
świadomości przekonanie, o nieporadności i upośledzeniu osób
cierpiących na Downa, stworzyło niepotrzebną barierę, a przede
wszystkim wykreowało mylny obraz słabych i chorych ludzi, którzy w
codziennym pędzie życia, nie są wystarczająco silni, by zmierzyć
się dzielnie z własną codziennością. Na przykładzie Heather,
autorka udowadnia, że osoby z dodatkowym chromosomem, wcale nie
muszą być skazane na życie w cieniu własnej choroby, wystarczy
mądra i dojrzała postawa społeczeństwa, by widmo
niepełnosprawności i niedomagania, ustąpiło miejsca prawdziwej
pasji życia.
„Kiedy cię poznałam” to lektura,
która za fasadą banalnej historii, kryje niegasnące źródło
życiowych rad i mądrości. Książka, która wypełnia serca
optymizmem i wiarą w dobro drugiego człowieka. Polecam!
Ocena: 8/10
Za egzemplarz książki bardzo serdecznie dziękuję:
fajna recenzja ! pozdrawiam
OdpowiedzUsuńCzytałabym :D
OdpowiedzUsuńNie czytałam nic Ahern, ale ta książka wyjątkowo mnie ciekawi.
OdpowiedzUsuńMam w planach tę książkę i liczę na to, że przypadnie mi znacznie bardziej do gustu niż ''Love Rosie'', na którym się mocno zawiodłam.
OdpowiedzUsuńMasz rację, że autorka z banalnej historii potrafi wykreować coś wyjątkowego. Zamierzam przeczytać tę powieść:)
OdpowiedzUsuńBardzo lubię książki Ahern więc i tę z pewnością przeczytam :)
OdpowiedzUsuńMnie ta powieść oczarowała. Polecam ją wszystkim fanom prozy Ahern.
OdpowiedzUsuńPo przeczytaniu ,,Love, Rosie" chce poznać inne książki tej autorki.
OdpowiedzUsuńKoniecznie przeczytam! :) Na szczęście książkę już mam, gorzej ze znalezieniem na nią chwili. :)
OdpowiedzUsuńMuszę się przyznać, że nie czytałam jeszcze żadnej książki autorki... Chyba pora to zmienić, bo Twoja recenzja zaciekawiła mnie tym tytułem :)
OdpowiedzUsuńProza Ahern ma w sobie magię, na długo zapamiętam tę pozycję, choć to nie jest moja ulubiona pozycja autorki ;)
OdpowiedzUsuńUwielbiam tą książkę. Urzekła mnie :). Będę ją długo pamiętać.
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę przeczytać! Po lekturze ,,Love, Rosie" jestem ciekawa wszystkich książek tej autorki :))
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę ją przeczytać. Książki tej autorki zawsze zmuszają mnie do wielu przemyśleń i refleksji :)
OdpowiedzUsuńTo już -enta recenzja tej książki, na którą dzisiaj trafiam :D tak mnie prześladuje, że jutro aż pójdę ją kupić :D
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa tej książki, z kasą jednak krucho ;d
OdpowiedzUsuńGratuluję wygranej!:))
OdpowiedzUsuńChętnie sie napiję z tego źródła życiowych rad i mądrości.
OdpowiedzUsuńCiekawie brzmi ;)
OdpowiedzUsuńZ chęcią zapoznałabym się z tą pozycją. Brzmi ciekawie, mimo iż na co dzień nie czytam takiego gatunku.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:*
http://klaudiaczytarecenzuje.blogspot.com/
Po "Love, Rosie" widzę jakim piórem posługuje się autorka i mimo że wcześniej wspomniana książka nie była moim zdaniem najlepsza, to mam ogromną ochotę udowodnić sobie i innym, że ja i Ahern jeszcze możemy być przyjaciółkami, dlatego po tę pozycję chętnie sięgnę i być może to ona przełamie mnie do prozy Cecelii. :)
OdpowiedzUsuńPoza tym, niezmiernie fascynuje mnie fakt, jak wplecie w fabułę ten element osób chorujących na zespoł Downa. :)
Pozdrawiam,
Sherry
mi jakoś ta pozycja nie przypadła do gustu. o wiele bardziej wolę ''Love Rosie'' :)
OdpowiedzUsuńKsiążkę przeczytałam już jakiś czas temu. Podobała mi się i przyznam, że ogólnie lubię twórczość pani Ahern.
OdpowiedzUsuńChociaż kiedy po tę książkę sięgałam, spodziewałam się raczej historii miłosnej, a tu generalnie prym wiodła przyjaźń. Autorka naprawdę mnie zaskoczyła;) Nie każda książka musi być przecież o wielkiej miłości.